poniedziałek, 3 maja 2010

3...2...1...start !



Już od jakiegoś czasu zbierałem się w sobie, żeby wziąć rower i trochę pojeździć
i właśnie dziś przyszedł ten moment. Krótkie spodenki, T-shirt i ten "dizajnerski", obcisły, oddychający longsleeve. Parę przysiadów, kilka skłonów i do dzieła ! Teraz pozostaje sprawa wyboru roweru, mój do niczego się nie nadaję po ostatniej wakacyjnej kolizji ( o którą swoją drogą miałem pierwszą i mam nadzieję ostatnią rozprawę sądową...no, ale to temat na inną notkę) Wracając do roweru...mam do wyboru świeżo kupioną dla mamy, holenderkę w stylu retro z super wygodnym siedzeniem, koszykiem i błotnikami oraz...rower do kolarstwa górskiego z cholernie niewygodnym, twardym siedzeniem i szerokimi oponami z bieżnikiem jak w traktorze, którego dumnym posiadaczem jest mój brat - trudny wybór...

...Jadę, omijam kałuże, bo błotników nie ma, ludzie spoglądają na mnie jak na prawdziwego sportowca...czuję, że to był dobry wybór...
...Pierwszy kilometr za mną... "Co ja sobie myślałem ?! Zaraz wypluje płuca, trzeba było wziąć tą cholerną holenderkę" Dociera do mnie brutalna prawda - moja forma jest w opłakanym stanie. Siodełko uwiera w tyłek, jest tak cholernie nisko, że i tak ciężkie już pedałowanie z uwagi na szerokość opon, staje się jeszcze cięższe, przypominam sobie, że pytałem już Michała dlaczego czegoś z tym nie zrobi "Tak się jeździ." - aha, tak się jeździ. Wyjaśnienie mało satysfakcjonujące, ale rower nie mój więc tematu nie drążę. Z uwagi no to, że zacząłem sapać i pokracznie poruszać się na rowerze a mój wygląd wiele na tym stracił, spojrzenia przechodniów zaczęły być z goła inne, skręciłem więc w jakąś polną drogę. Nie omijam już kałuż...ba, specjalnie wjeżdżam w te najgłębsze ! I na największe wzniesienia. Zjeżdżam między drzewami, uderzany gałęziami po twarzy, ubrudzonej lecącym na wszystkie strony błotem. Wyjeżdżam pod górę, powoli i mozolnie z grymasem na twarzy, spływającym po plecach potem i drgającymi mięśniami, jestem wycieńczony i wicie co ? To była niesamowita frajda ! Czułem się świetnie, jakbym wyrzucił z siebie wszystkie negatywne emocje. Po powrocie do domu, gdy próbowałem wejść po schodach, nogi prawie odmówiły mi posłuszeństwa, pierwszy krok...noga zgięła się mimo woli. Wszedłem - tym razem ostrożniej. Zapomniałbym...prysznic, taak to był najlepszy, najbardziej relaksujący prysznic w moim życiu.

2 komentarze:

  1. "Tak się jeździ"? Głupota :) Ja jak jadę na szosę to zawsze do górala zakładam slicki. Raz, że nie niszczysz terenowych opon, dwa że jest zwyczajnie przyjemniej.
    A pod koniec świetnie oddałeś cały sens jazdy na rowerze, tak trzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tak już od dwóch tygodni po 20 km ;). Niedługo mam zamiar zwiększyć trasę, trenuj, trenuj, a nie będziesz już sapać:P

    OdpowiedzUsuń