sobota, 3 września 2011

Murzynki tamagotchi

1 i 2 dzień września minął bez splendoru.( Słowo z dedykacją dla Kamila) Chór znowu zaśpiewał hymn szkoły, dyrektor znowu powiedział parę słów. Nowością było, że odbyło się to wszystko pod gołym niebem - na szkolnym dziedzińcu. Właściwie całą ceremonię przesiedziałem ze znajomymi w klasie (Nie licząc występu chóru, ponieważ na specjalnie zaproszenie Kamila i Mariusza, http://www.blogger.com/img/blank.gifstałem w ich szeregach i ochoczo starałem się szeroko otwierać usta, kiedy oni śpiewali coś o "świetle Kopernika co odważnych wciąż porywa")W klasie kilka słów wychowawczyni - nic ciekawego wg mnie. Później oczywiście pizza i piwko na rynku.

Wieczorem w artKinie grali "Drzewo życia", niemiłosierni długi, nie do końca wiem o czym film z Bradem Pittem i Seanem Pennem . Może jestem zbyt mało inteligentny, ale jakoś nie trafia do mnie ta opowieść o sensie życia, Bogu i o tym, że trzeba się godzić z jego wolą. Bóg dał, Bóg zabrał ? Film zaczyna się...normalnie, jak film, później widzimy obrazy, toworzących się galaktyk, wypalających się gwiazd i innych zjawisk zapierających dech w piersiach i podkreślających jacy to my - ludzie jesteśmy maluczcy, w tle natomiast grzmi "Lacrimosa", uwierzcie mi, krytyczny poziom patosu został osiągnięty. Po tym pokazie, zapoznajemy się z losami rodziny, która straciła dziecko, co nijak się ma do wcześniejszego pokazu galaktyk i poczułem się jakbym nieco stracił wątek. Nie chce pisać więcej, bo być może ktoś będzie chciał film zobaczyć i zepsuję mu seans. Moim zdaniem, Drzewo życia jest przedobrzone, może rozczarować i nudzić, aczkolwiek nie znaczy to, że jest złym filmem, bardzo podobała mi się wiarygodna gra aktorska, muzyka, zdjęcia i piękno ukryte w niektórych scenach - coś dla ludzi wrażliwych.

Rozpisałem się nieco, właściwie tylko o 1 dniu września, notka i tak wyszła już długa i pewnie nieco nudnawa więc już czas ją skończyć. Jeśli ktoś to czyta to pewnie zastanawia się czemu do ciężkiej cholery post jest zatytułowany Murzynki tamagotchi, otóż miałem pisać o czymś zupełnie innym, ale wyszło jak wyszło, więc o murzynkach będzie następnym razem ! :)

środa, 31 sierpnia 2011

A sobie coś napiszę, a co !

Jak w temacie ! jest przed 22, jutro do szkoły. Stwierdzeniem tym nikogo raczej nie zadziwiłem - a może jednak ? (To już jutro ? To nie ma 32 sierpnia ?!) Pewnie większość młodych blogerów przynajmniej zahaczyła o temat szkoły - normalne. No nic, przywdzieje jutro eleganckie laczki, koszule, może nawet krawat (!) - Bo ja jestem staroświecki, w dżinsach i t-shircie ( pewnie powinienem zdecydować się na używanie wersji angielskiej lub spolszczonej, ale że dżinsów mi nie podkreśla czerwonym zygzakiem a "tiszert" już tak, to zostanie jak jest !) No w każdym razie,jestem staroświecki i w stroju codziennym nie przyjdę. Jakoś trzeba zaakcentować, że to pierwszy września, dzień jak najbardziej uroczysty, albo butami kościuołowymi zacnie wypocowanymi, albo koszula z kołnierzykiem przez mamę prościutko wyprasowanym, a może chociaż marynarką na TISZERT zarzuconą ? A Wy macie jakieś zdanie na ten temat ? Jak do szkoły na rozpoczęcie i zakończenie roku ? Wypada się jakoś ubrać w biel i czerń, czy może trampki i dżinsy są jak najbardziej na ok ?

Jeśli ktoś to w ogóle czyta i się wypowie to mu chyba piwo postawię !*


*Jednak stwierdzam, że to łapówka, ale i tak można się wypowiadać :)

wtorek, 16 sierpnia 2011

Opowiadanie na faktach (autentycznych)



Czuje, że wakacje powoli zaczynają dobiegać końca a na horyzoncie widać już widmo szkoły. Zaczynam przypominać sobie jak to jest budzić się o 6:15, włączać kilka drzemek, przeklinać w myślach ten okrutny świat, który nie pozwala mi się należycie wyspać, patrzeć tępo w sufit i zastanawiać się czy może tym razem nie zostać by w domu, żeby w końcu tytanicznym wysiłkiem zwlec się z łóżka i w ostatniej chwili dobiec na autobus. Później 25 minut stania zatłoczonym 'emkaesie' i jestem na miejscu ! Jeszcze parę kroków i staję przed wrotami szkoły, wystarczy zaprzeć się nogą, pchnąć barkiem i jesteśmy w środku ! Teraz do lochów tj. szatni na sam koniec do boksu mojej klasy.
- Cześć wszystkim.
- cześć, cześć (Ktoś coś mruknie)
- Siemka Kamil
- No Witam
Kamila przeważnie zastaje w szatni podczas wiązania swojego rozczłapanego conversa (do którego to mam wątpliwości jeśli chodzi o oryginalność...Mimo zapewnień posiadacza), więc wiąże owego conversa lub stoi z głową wetkniętą w szafkę. Mimo, że dzień dopiero się zaczyna on też wygląda już na zmęczonego życiem.
- Idziemy na górę ? - pytam
- Można iść, a gdzie mamy ?
- Matma ? Nie wiem
- Paulina gdzie mamy ?
- 107
- Dzięki

No to idziemy. Mój mózg, mimo, że godzinę temu wydarty ze snu, przystosowuje się do nowej sytuacji, następuje wyparcie ze świadomości poczucia, że mogę na matematyce znaleźć się przy tablicy, afirmuję sobie, że cały dzień minie bezproblemowo i przyjemnie - autosugestia działa na najwyższych obrotach. W połowie szatni spotykam M. która dopiero przyjechała. Spodziewałem się tego, szkoła jest przewidywalna, to, że spotkam M. w połowie szatni jest tak pewne jak to, że zastanę Kamila pochylonego nad butem, z którym późnij przejdę połowę szatni, by wrócić się do początku szatni z M...I tak jest w połowie przypadków.

Opisywać dalszą część dnia nie ma sensu, koncepcje już znacie. Mimo, iż rutyna i normalność, są tak rutynowe i normalne, że nabierają surrealistycznego kształtu, którego nie powstydziłby się sam S.Dali...Lubię widzieć rano iść z Kamilem pół drogi, tylko po to żeby później móc wrócić z M....to też lubię.

sobota, 6 sierpnia 2011

YouTube tour

Dawno nie zaglądałem na bloga dlatego pisząc teraz nowy post czuję się trochę nieswojo, ale już od kilku godzin miałem ochotę coś opublikować, tylko zupełnie brak mi było pomysłu. Pomysł przyszedł gdy mój brat wysłał mi link do filmiku na YouTubie, zmontowanego przez twórcę "Tuskotronika" (Jeśli nie widzieliście to polecam), w każdym razie filmik był o ks. (a może już nie księdzu ? Nie wiem jak to jest z tymi nakładanymi na niego przez naszych biskupów klątwami) Natanku, który tańczył sobie w rytm diabelskiego techno i śpiewał dana - dana. (efekty montażu rzecz jasna)Jak to często bywa po obejrzeniu jednego filmiku zacząłem skakać po odnośnikach i tak trafiłem min. na "Riki tiki orliki" w wykonaniu Komorowskiego, był też PiS - factor i wiele innych przejawów satyrycznych uzdolnień naszego narodu, który jak się już na to wszystko patrzy nawet nie ma siły się wkurzać.

T
ak więc link po linku, odnośnik po odnośniku dotarłem do debaty o homoseksualizmie - to tak trochę upraszczając, bo temat, oczywiście miał swój podtemat. Bohaterami debaty byli: jakiś bliżej mi nieznany gej, Wojciech Cejrowski i jakaś pani dziennikarka. Jak już Cejrowski o gejach to wiadomo, że będzie ciekawie, wiec oglądam. Gadka szmatka to co zwykle. Cejrowski: sodomici bla bla bla, zboczenie, choroba, nienormalni bla bla bla, to razi jego uczucia estetyczne, Jezus się gniewa, dziękuje dobranoc - jak to Wojciech, niczego innego się nie spodziewałem, jak dla mnie głupoty mówi, ale przynajmniej nic ni kręci, ma swoje poglądy z którymi ja się nie zgadzam, jest w ich obronie zaborczy itd. Wg mnie wychodzi jego ciemnota, ale...I tak gościa szanuje bo wydaje mi się w jakiś sposób szczery w końcu on chce tych "pedziów" leczyć i się za nich modlić a nie rozstrzeliwywać. Pan gej - od razu wywarł na mnie złe wrażenie, w ogóle nie wiem czemu, ale wolałbym jakby środowisk homoseksualnych bronił jakiś nie-homoseksualista, wydaje mi się, że byłoby to lepiej postrzegane przez społeczeństwo. Nie w kontekście : "jestem gejem i walczę o to żebym ja i moi koledzy geje mogli się lizać w parkach i latać półnadzy po platformach na paradzie machając fiutkami" a bardziej: "jestem hetero i walczę o to, żeby homoseksualiście nie byli postrzegani w społeczeństwie jako osoby gorsze czy dewianci, a posiadali równe prawa i równy szacunek jak inni obywatele", ale niestety, nawet ja, który uważam się za osobę dosyć tolerancyjną i otwartą skreślam pana, który ma włosy pofarbowane na jakiś śmieszny srebrny kolor i mówi, że parady z facetami przebranymi za marynarzy, albo z powtykanymi pawimi piórkami w dupę są normalne i powinny być akceptowane, że to jest zabawa i nic złego, a zabawa jest prawem każdego obywatela przewidzianym w konstytucji, to najchętniej zobaczyłbym jak owy pan gej dostaje od Cejrowskiego po swoim srebrnym łbie. Cała rozmowa irytowała swoim poziomem co dodatkowo podkreślała śmieszna stronnicza pani dziennikarka, która przy wypowiedziach pana geja robiła drwiące miny, mnie on może wkurzać, was może wkurzać, Cejrowskiego może nawet wkurwiać, ale pani dziennikarka powinna zachować profesjonalizm.

Cały ten post jest trochę chaotyczny, trochę o wszystkim i o niczym. Chciałem przelać tu co nieco swojej frustracji i zwrócić uwagę na różnicę między pedałem a homoseksualistą, która wg mnie w skrócie wygląda tak, że homoseksualista po prostu preferuje seksualnie osoby tej samej płci i jest normalnie funkcjonującym w społeczeństwie człowiekiem, walczy o swoje prawa kulturalnie i z klasą. Natomiast pedał stara mi się narzucić ze swoimi preferencjami, mnie naprawdę mało obchodzi jego życie prywatne, jest mi obojętne co i z kim robi w sypialni, nie chce go widzieć półnagiego na paradzie, bo mnie to razi, sądzę wręcz, że takie parady i demonstrację, zrażają do środowiska homoseksualnego większość ludzi, zamiast wywoływać w nich falę tolerancji.

Na koniec klasyfikacja homoseksualistów wg Janusza Korwina Mike. I tym jakże pozytywnym akcentem kończę pierwszy od tak dawna wpis ;)

http://www.youtube.com/watch?v=HGyYSwhtPu0 - debata z Cejrowskim
http://www.youtube.com/watch?v=Yy2wicdtL28&feature=related klasyfikacja homoseksualistów wg Korwina

piątek, 28 stycznia 2011

Nic ciekawego

Wieczór..."Kordian" przeczytany, są postępy w historii...Matma nie ruszona - można się było tego spodziewać. Przynajmniej szczęśliwie dowiedziałem się, że sprawdzian z matmy nie jest zaraz w poniedziałek po feriach a "dopiero" w piątek, zawsze to dodatkowy czas na próbę nauczenia się czegoś. Wracam do chorowania i czytania "Bożych bojowników"

Nadzieje płonne

Przed 11...lekko chory, ale wstałem. Plany na dziś...

- przeczytać "Kordiana"(przynajmniej połowę)

- sensownie ruszyć z matmą

- pouczyć się z historii

No...to zobaczymy wieczorem co z tego wyjdzie.

czwartek, 27 stycznia 2011

Wymyslić adekwatny tytuł ? Niee to zbyt wymagające.

Ogólne rozbicie, dziwnie ciężka głowa, niesmak i drapanie w gardle, katar i kichanie. Chyba poradzę sobie i bez Dr Hausa* i zdiagnozuje u siebie jakieś cholerne przeziębienie, z którym obudziłem się dziś rano. Przeziębienie no to, czosnek jedz, herbatę parz, ferwex pij. Najgorsze z tym czosnkiem...co mi cholera do głowy strzeliło ?! Tak właśnie mnie...Sam wpadłem na pomysł żeby sobie skroić do kanapek z masłem arcyzdrowy czosnek i co ? I przez cały długi dzień (aż do teraz) mam w ustach ten cholerny posmak ! No ja nie wiem...Czy to przez przeziębienie czy co ? Ile można czuć 3 ząbki zjedzone kilkanaście godzin temu ? No nic jakoś pociągnąłem cały dzień, miałem się dziś ostro uczyć, ale w efekcie ostro czytałem "Bożych bojowników", zacna książka, zacna, jak przeczytam całą serię podzielę się wrażeniami. Co do nauki to przynajmniej kupiłem sobie 3 lektury, znaczy M. mi kupiła...ale za moje pieniądze, ale jej oddałem...w sumie to jeszcze nie wszystkie. No w każdym razie jestem posiadaczem nowych "Nie-boskiej komedii","Kordiana" i "Powrotu posła" za równowartość mniej więcej 8 zł, no to może mnie to zmotywuje do przeczytania. No napisanie tego poszło gładko i przyjemnie czuje, że dalej musiałbym oprócz palców walących w klawiaturę zaangażować też szare komórki, więc raczej sobie dzisiaj odpuszczę, idę chorować.